czwartek, 2 stycznia 2014

Chapter One: "A Meeting"

 Kelly

- Nie daj się prosić! - usłyszałam kolejny raz te same słowa, które wypowiedział przystojny blondyn. Byłam pijana, ale zdrowy rozsądek mówił mi, abym tego nie robiła. 
- Jest już późno, a po za tym nie masz gdzie iść. - tak, miał zupełną rację. Całkiem zapomniałam, że był on świadkiem tego, jak mój ojciec wyrzucił mnie z domu. Szczerze ? Wcale mu się nie dziwiłam. Kolejny raz puściłam dzień w szkole, a moją wymówką był kac, po wczorajszej imprezie, na której nieźle zabalowałam. Tak było codziennie, od kiedy moja mama umarła. Nie potrafiłam sobie poradzić z poczuciem winy. Chciała przyjechać po mnie na imprezę, ponieważ długo nie wracałam. Wiedziała, gdzie jestem, bo wcześniej jej mówiłam, a ja całkiem straciłam rachubę czasu i nawet nie wiedziałam, że już dawno minęła godzina, o której miałam być w domu.  Właśnie, kiedy była już prawie koło domu mojej przyjaciółki, gdzie bawiłam się w najlepsze, jakiś pijany koleś nie wyrobił na zakręcie i uderzył w samochód mojej mamy, które zaczął dachować, aż w końcu wpadł do pobliskiej rzeki. Lekarze powiedzieli, że zabiła ją siła uderzeń. Tydzień później odbył się pogrzeb, po którym tam się upiłam, że ledwo co pamiętam. 
- Kelly, słyszysz mnie? Mówię do Ciebie od pięciu minut! Zastanowiłaś się wreszcie ? - wtedy nie myślałam trzeźwo i ignorując ten cholerny głos w głowie, który nie kazał mi skorzystać z propozycji chłopaka, wsiadłam do samochodu chłopaka, którego imienia nawet nie znałam. Zauważyłam, że na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek, który zaczął mnie strasznie irytować i miałam wielką ochotę zedrzeć mu go z twarzy. Usiadł za kierownicą, i przez resztę drogi, nie odezwał się ani słowem. Nagle poczuła, jak chłopak ostro hamuję, przez co poleciałam trochę do przodu, ale zaraz po tym wróciłam na swoje miejsce. Odpięłam pas bezpieczeństwa i wyszłam z pojazdu kierując się za chłopakiem w stronę małego, schludnego domku. Kiedy weszłam do mieszkania, od razu zaczęłam podziwiać idealnie dopasowane meble, do koloru ścian i podłóg. Gdy weszłam do salonu, zostałam gwałtownie pchnięta na skórzaną sofę, znajdującą się na środku pomieszczenia. Po chwili poczułam ręce chłopaka na zamku od mojej czarnej, dopasowanej sukienki. 
- No to teraz się zabawimy. - szepnął swoim obrzydliwym głosem, do mojego ucha, przygryzając jego płatek na co się lekko skrzywiłam. Zaczął wpychać język do moich ust, ciągle siłując się z zamkiem od sukienki. Zaczęłam się wyrywać, aż w końcu nabrałam odwagi i kopnęłam chłopaka z kolana w kroczę. Blondyn zaczął się zwijać z bólu, a ja uciekłam rozglądając się za czymś, czym mogłabym go uderzyć, ponieważ zaczął zbliżać się do mnie. Nagle moim oczom ukazał się pistolet. Nie wiele myśląc wzięłam go do rąk i pociągnęłam za spust, kierując go w stronę klatki piersiowej chłopaka. Z jego ust wydobył się głęboki krzyk, a zaraz potem upadł na podłogę, brudząc nieskazitelnie biały dywan, swoją krwią. Podbiegłam szybko do niego i roztrzęsiona sprawdziłam puls. Był niewyczuwalny, co oznaczało, ze go zabiłam. Wiedząc jakie będą konsekwencje mojego czynu, szybko wybiegłam z małego domku i wsiadłam do zaparkowanego na podjeździe samochodu. Włożyłam wcześniej zabrane kluczyki do stacyjki i w pośpiechu zapaliłam go jadąc przed siebie. Po minionej godzinie, objechałam już chyba całe miasto. Zatrzymałam się na obrzeżach miasta, na jakieś polnej dróżce i zaczęłam szlochać. Nagle ktoś zapukał w szybę samochodu. Niepewnie osunęłam szybę, i zamarłam kiedy zobaczyłam, kto się tam znajduję. 

_

Hej. Wpadłam na pomysł pisania opowiadania o Justinie, więc postanowiłam go zrealizować. Na razie mogę wam powiedzieć, że będzie się działo. Będzie to opowiadanie trochę inne niż wszystkie. Zapraszam do dalszego zaglądania na mojego bloga. Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie jeszcze w tym tygdniu. W razie jakichkolwiek pytań zapraszam tutaj. Do następnego!